sobota, 30 czerwca 2012

Tauronek....

 

 

Chcemy podzielić się wrażeniami z wyjazdu do Wałbrzycha, do Zamku Książ. Byliśmy tam na ogłoszeniu wyników konkursu organizowanego przez grupę Tauron. Nasza bajka o przygodach byczka Tauronka niestety nie spodobała się komisji aż tak bardzo, jednak dla nas jej pisanie i wymyślanie było fajną zabawą...na pewno wystartujemy w następnej edycji
Z resztą nie o nagrody chodzi a o dobrą zabawę a w Wałbrzychu bawiliśmy się super: był akrobata, prawdziwy dwumetrowy wąż, wielka jaszczurka (a może już smok?) no i oczywiście byczki Tauronki. To była naprawdę BYCZA IMPREZA!!!




Konkurs TAURONKA był fajny.Niestety nie wygraliśmy,ale była dobra zabawa.Na tym konkursie była wata cukrowa za darmo,lody które też były za darmo,hamburgery, picia itp.Zabawa odbyła się w Wałbrzychu koło Zamku Książ.Po jakimś czasie zwiedzaliśmy ten zamek. Zabawa była znakomita i chciałbym ,żeby ta zabawa powtórzyła się nie jeden raz !!!:) Dawid








...PODZIĘKOWANIE...



" Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
 że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim..."

 

                             

 

                              

 

                               SZANOWNI PAŃSTWO

       Prezenty i życzliwość przyjmuje się i z łatwością, trudniej ułożyć niebanalne i szczere podziękowanie za okazaną pomoc.
       Kiedy w nocy 19 czerwca na lotnisku w Katowicach wylądował samolot z Egiptu, na pokładzie którego wracali do Polski mieszkańcy naszego domu poczułem ulgę i satysfakcję, że niezwykły pomysł wyjazdu pod palmę szczęśliwie dobiegł końca.
      Chwilę potem w hali przylotów zobaczyłem opalone i uśmiechnięte buzie dzieci i opiekunów, wtedy upewniłem się, że są cali, zdrowi i wszystko jest w porządku.
      W czasie podróży autobusem do domu, a potem w czasie rozmów z dziećmi, przy oglądaniu filmu z Sharm i zdjęć z pobytu, przekonałem się jak wielkim i ważnym przeżyciem dla wszystkich uczestników wyjazdu był czas spędzony w pięknym i egzotycznym Egipcie.
czas wypełniony nie tylko rozrywkami i przyjemnościami, choć na prawdę było ich wiele, warto wspomnieć o wycieczce na pustynię, kąpiele w morzu i basenie, o zwiedzaniu Sharm el Sheikh o obserwowaniu innej przyrody, kultury, o kontaktach z ludźmi różnych narodowości posługujących się wieloma językami, o smakowaniu nieznanych potraw.
      Dla starszych dzieci był to także czas refleksji i przekonania się "na własnej skórze", że warto marzyć a potem, a potem marzenia realizować, że warto uczyć się języków, żeby móc porozumiewać się z ludźmi, że warto oszczędzać, żeby dziś mieć większe kieszonkowe, a w przyszłości zafundować sobie zagraniczną wycieczkę, i co najważniejsze, że warto być dobrym człowiekiem, dobrym uczniem, dobrym przyjacielem czyli po prostu dobrym człowiekiem bo dobro okazane innym zawsze powraca.
     Serdecznie i szczerze dziękujemy za pomoc w realizacji szalonego Projektu palma 2012, dzięki Państwu dzieci przeżyły wielką i niezapomnianą przygodę i zdobyły wiedzę, która mam nadzieję, będzie procentować w ich dorosłym życiu.
    Dzięki Państwu mieszkańcy " Domu nad Stawem " stają się mądrzejsi i lepsi.
Wierzę, że okazane przez Państwa dobro, wróci do Was i zaowocuje powodzeniem w życiu osobistym i zawodowym.
 Dziękując, życzę wszystkiego dobrego wam
   i waszym współpracownikom.


                                                                                                             
                                                                   Bogdan Sapkowski

piątek, 8 czerwca 2012

PALMA 2012 - EGIPT




POD PALMAMI W EGIPCIE - CZERWIEC 2012
NASZA EKIPA POD PALMĄ

PODRÓŻ…..

Dzięki wyznaczonej o 3 rano godzinie odlotu na miejscu w hotelu byliśmy już o 8 rano, po wypełnieniu kolejnych dokumentów staliśmy się mieszkańcami pięknego hotelu CLUB EL HAYAT.

Po włożeniu do paszportów10 dolarów przydzielono nam pokoje w pięknym miejscu z widokiem na basen i park, Wszędzie mieliśmy blisko, ważne było to , że basen i bar z napojami oraz toalety w pokojach, były zaraz obok, więc mogliśmy biegać do woli po zapomniane ręczniki, kremy, piłki i inne różne ważne rzeczy CDN……


WEJŚCIE DO NASZEGO HOTELU


NOCNE WIDOKI NASZEGO HOTELU






JESTEŚMY  TU JUŻ TRZECI DZIEŃ…
Patryk Poprawa, gdy już wylądowaliśmy samolotem ,, Ciociu dziś to chyba nocy nie było „ bo rzeczywiście tak to wyglądało…. Jak na dzień dzisiejszy pogoda nam dopisuje, mamy nadzieję, że będzie tak do 19 czerwca. Słońce okropnie grzeje, jest trzeci dzień a my chowamy się pod parasolami. Na basenie oprócz pływania są rzutki, gimnastyka, rozciąganie czyli streching, nauka tańca i piłka wodna w której bryluje Ania. No i jest bar a w nim wszystko do picia. CDN….



POSIŁKI…..

Pierwsze śniadanie to rozpoznanie terenu,
czyli zorientowanie się gdzie jest herbata  płatki, talerze i co dobrego można zjeść. Potrawy inne niż nasze, oczywiście były płatki, mleko, jogurt, dżem, miód, jajka na twardo, kucharz smażył świeże omlety, kroił na deser owoce obok których wyłożone były różne ciasta i desery.Była pita a do niej pasta z brązowej fasoli czyli tzw. Ful, na tarasie bywał kebab, kurczak, mini pizze, były frytki, makarony i różne warzywa w tym bardzo pikantna papryka, którą oczywiście spróbował Daniel, Patryk większy i Patryk mniejszy, popijając napojami, W czwartek przeżyliśmy ARBUZOWE  szaleństwo / zresztą zobaczycie na filmie / CDN….





CITY TOUR…..

Czyli wycieczka po SHARM EL SHEIKH   rozpoczęła się po godzinie 17.00. Najpierw pojechaliśmy do nadmorskiej restauracji, tam zjedliśmy po kawałku pizzy i zrobiliśmy sobie romantyczne zdjęcia, chwilę wcześniej też było zdjęcie obok pomnika upamiętniającego katastrofę francuskiego samolotu, który w tym właśnie miejscu spadł do morza.
 Potem obejrzeliśmy przepiękny kościół prawosławny po którym oprowadził nas Egipcjanin mówiący trochę po Polsku, kościół nowy i ogromny, żeby do niego wejść trzeba było mieć przykryte ramiona  kolana, więc Wiktora, Ania i  Klaudia dostały „ kimona” i musiały je włożyć. 
 
Tuż obok stał ogromny meczet, też nowy do którego wejść nie mogliśmy ale za to wszyscy dostaliśmy książeczki o islamie napisane po polsku. Ciocia Ola poprosiła o książeczkę napisaną po arabsku i też ją dostała. Potem pojechaliśmy na tzw. „stary bazar „ gdzie mieliśmy tylko jedną godzinę czasu i byliśmy tyko w jednym sklepie. Mały Patryk płakał , bo wszystko co wybrał było bardzo drogie, chłopcy kupli różne dziwne pamiątki. Postanowiliśmy, że pójdziemy sami na zakupy w pobliżu naszego hotelu, bo potrzebujemy więcej czasu na podjęcie decyzji. Wycieczkę zakończyliśmy w „ Hyper – Markecie”, w którym kupiliśmy bułki, dżemy i jogurty na kolację, bo w hotelu było już dawno po niej. Ciocia Grażynka powiedziała, że zjedliśmy wreszcie coś naszego. Potem zaczęła się psuć klimatyzacja. CDN…..

WYCIECZKA NAD MORZE CZERWONE…..
Gdy szliśmy nad Morze czerwone z ciociami po drodze widzieliśmy wielbłądy a na mich Arabów. Jeden Arab prosił ciocie Olę żeby sobie zrobiła zdjęcie, a ciocia Ola odmówiła, bo to zdjęcie było bardzo drogie tylko 3 dolary. Późnej dużego wielbłąda widzieliśmy i małego przyczepionych do siebie a na nim Arab i jak zwykle prosił żeby zrobić sobie zdjęcie. Jeszcze jeździły takie busy które próbowały nas podwieźć  a my noł, noł… Nie wiedzieliśmy którędy dojść na morze , pytaliśmy Arabów i w końcu znaleźliśmy drogę. Było po drodze pełno sklepików do wynajęcia. Wreszcie dotarliśmy nad morze. Była tam taka mała rzeczka, spytałem czy mogę tam wejść ale ciocia Ola powiedziała że to bajoro i poszliśmy dalej. Było bardzo płytko a woda była słona. 


 
Później zobaczyłem muszlę i ciocia Ola znalazła taką muszlę że w niej był taki dziwny stwór z pazurem. Zyga i Wojtek brali go na kapcia a ja wziąłem go na rękę. Pazurem mnie podrapał i go puściłem. Potem Zygmuntowi spadł na nogę. Znalazłem jeszcze muszle, pobiegłem do cioci , ciocia też miała takie muszle. Widzieliśmy jeszcze meduzę fioletową, sypałem ją piaskiem a ona mnie raziła. 
Poszliśmy na piasek , leżaki i dostaliśmy kartki na picie ale bar był już zamknięty a ja zgubiłem kapcia . pytaliśmy jednej pani i ona jednego przyniosła  powiedziała że drugi może być koło łódki. My z Anką poszliśmy i weszliśmy w bajoro i Pepe przybiegł do nas i znalazł zdechłą rybę i śmierdziały nam ręce. I poszliśmy do domu i nabrałem wody do szklanki i włożyłem tam muszle z krabami i kraby mi pozdychały, bo żyją w słonej wodzie ale muszli nie wolno wywozić z hotelu to Patryk mi je wyrzucił. DANIEL

BEDUIŃSKI WIECZÓR…



Od rana zwykłe zajęcia czyli najpierw kąpiel w basenie, streching, gimnastyka w wodzie zakończona tańcem, opalanie, kąpiel, smarowanie, kąpiel, opalanie. Pod parasolami gramy w kości i popijamy smakowite napoje do wyboru – cola, fanta, sprit, woda z sokiem, kawa i herbata. Potem wodne polo, obiad i znowu basen. Przy temperaturze 40 stopni spacery w dzień są po prostu nie wykonalne. Dzisiaj przy kolacjo spotkała nas niespodzianka, restauracja zamknięta  a na dziedzińcu obok recepcji niskie stoliki i siedziska na trawie obok wspaniałe potrawy, które jedliśmy jak prawdziwi Beduini. Niełatwo było sobie poradzić w kucki przy stole ale udało się. Potem były pokazy tańców wschodnich zakończone tańcem brzucha. Z tancerką zrobiliśmy sobie w barze pamiątkowe zdjęcia. Było też potem mini – disco dla najmłodszych. wracaliśmy już do swoich pokoi, kiedy zaczepił ciocię Grażynkę przystojny Arab, po chwili już po rosyjsku dogadaliśmy się z nim i……okazało się, że postanowił zabrać nas do swojego ośrodka 10 km od  Sharm, w którym będziemy oglądać rafę koralową, jeździć na kładach, bawić się w paintbol, pływać, odpoczywać w beduińskiej wiosce, jeść herbatę, pływać na płaszczce, uprawiać jazdę na desce po piasku czyli ekstremalne safari. To będzie w niedzielę – przygodo przybywaj – mamy nadzieję, że nie porwą nas na pustyni.







 ****************************

 To ja Was  korespondent w Sharm czyli Ciocia Ola.

Wczorajszy dzień to same niespodzianki,  przed hotelem zgodnie z obietnicą czekał na nas Szeryf czyli właściciel Extreme -Safari ,
 podróż busem już byliśmy w Labg, piasek, skały i nie widać żywego ducha. Nagle wśród  skał wyłoniła się kotlina , kilka zadaszonych miejsc czyli namiotów z liści palmowych i na drodze w szeregu bigle czyli takie kłady, zostawiliśmy plecaki, i po krótkiej minucie ruszyliśmy w podróż przez pustynię , najbardziej szalonym kierowcą okazała się Żaneta, która wjechała w jadący przed nią pojazd, prowadzili starsi ,młodsi zapięci pasami dzielni drżeli obok ze strachu. Jazda trwała prawie 2 godziny, przesiadka do innego busa i kolejne stanowisko czyli zjazdy na desce od snowboard’a z piaszczystej góry, która miała ponad 60 metrów wysokości najpierw w 40 stopniowym upale trzeba było wskrobać się na górę z deskami i kaskach, deski wcześniej smarowaliśmy świecą, żeby szybciej zjeżdżały z góry . To było straszne, tylko Wojtek Zyga i Daniel zjechali 2 razy, reszta nie chciała powtórki. Coraz bardziej chciało nam się pić, poczęstowano nas w beduińskiej wiosce gorącą i bardzo słodką herbatą, która podobno gasi pragnienie (ale nam się chciało pić coraz bardziej ). Potem pojechaliśmy do laguny w której zatonął  niemiecki statek Maria Schroder, ponieważ  wszyscy obecni  na statku się uratowali to miejsce zostało uznane za szczęśliwie, i takie w którym spełniają  się  życzenia, więc każdy miał w myślach wyrazić 7 życzeń,  które  jak powiadał   Szeryf na pewno się spełnią. Potem  muzeum  zwierząt żyjących na pustyni i  w Morzu  Czerwonym  i podróż do beduińskiej  wioski, znów gorąca herbata  i przygotowania do zabawy w paintball- oczywiście dla starszych, flagę zdobyła Ania przy okazji  zdobyła siniaka na udzie. Młodsi odpoczywali czekając na obiad, mogliśmy popływać w ciepłym morzu, pograć w piłkę z miejscowymi dziećmi, które niektórym podarowały zrobione przez siebie bransoletki. Kolejna atrakcja to pływanie na płaszczkach w poszukiwaniu skarbów, skarbów nie znaleźliśmy za to Żaneta znowu wpłynęła w krzaki  mangrowców. Potem znowu kąpiel i powrót do hotelu, trochę obraziła się Ania, która razem z Klaudią chciały jeszcze jeździć na quadach i wrócić do hotelu z Szeryfem, wróciliśmy jednak wszyscy razem. Po powrocie pobiegliśmy się wykąpać, żeby spłukać pustynny piasek i sól morską, w cudowny sposób powróciły wszystkim siły i po kolacji mini-dyskoteka dla młodszych i wybory miss Hotel El-Hayat, poszliśmy spać dopiero przed północą.  







WYCIECZKA EXTREME –SAFARI
Wczorajszy dzień był pełen niespodzianek i wrażeń. Jak co dzień zaczęliśmy go od pobudki, porannej toalety i śniadania. O godzinie 9 byliśmy umówieni z Szeryfem przed hotelem na wycieczkę roku. Nie mówiąc o lekkim spóźnieniu  przyjechał po nas bus i ruszyliśmy  nie wiadomo gdzie. Podziwialiśmy niesamowite widoki, o których ludziom się nie śniło. Morze Czerwone i góry jakby ulepione z piasku i słabo widoczne  na tle jaskrawego nieba i mocnych, słonecznych promieni. Ogółem pojechaliśmy na pustynie. Tak, to chyba najbardziej prawidłowe słowo, które może opisać miejsce, w które ruszyliśmy. Po pół godziny jazdy byliśmy na miejscu skąd ruszyliśmy super wielkimi i wypasionymi quadami. Starszaki kierowali, a dzieci siedziały obok. Hamulec, gaz, biegi i kierownica. Nic więcej do opanowania nie trzeba było. Prosta droga, zakręty przeważnie łatwe tylko warunki bardzo niesprzyjające. BARDZO GORĄCO!!! Upał gorszy niż w saunie, a do oczy leciał piasek. Widoczność też była kiepska, bo bardzo kurzyliśmy. Jechaliśmy ponad 30 km/h jeśli przyspieszaliśmy to do 50 km/h, a nawet do 75 km/h jak ja tylko Justynka trochę się przestraszyła, bo prawie nie wyrobiłam na zakręcie J Po godzinie czasu (chociaż nie było tego czuć) dojechaliśmy w miejsce, gdzie zjeżdżaliśmy na snowboardzie z parzącego w stopy piasku. Nikt nie odważył się zjechać na stojąco. W sumie to 3 osoby zjechały bez wywrotki: Wojtek, Klaudia i Gosia. Reszta się powywracała  nikt nie żałuje tego, że był cały w piasku i poparzył go piasek, bo nie opuszczały nas super emocje. Następnie pojechaliśmy quadami  napić się egipskiego czaju – mocnej, gorącej i bardzo słodkiej herbaty. Następnie pojechaliśmy busem do muzeum dzikich zwierząt, gdzie musieliśmy poszukać kluczy, aby wejść.  Justyna je znalazła. Oczywiście u Szeryfa J Nie opuszczał nas humor. Szeryf i Mahomet pilnowali, żebyśmy byli wszyscy zadowoleni i naprawdę im się to udawało.  Następnie pojechaliśmy na beduińską wioskę, gdzie pobawiliśmy się z dziećmi, zjedliśmy lunch i graliśmy w paintball’ a. Później płynęliśmy łódkami, szukając skarbu, ale jak wiadomo i tak go nie znaleźliśmy L Cali i szczęśliwi wróciliśmy do hotelu. Mimo wysiłku i straty energii poszliśmy na mini-disco i wybory miss. 4 kandydatki: 2 Białorusinki, Ruska i Polka rywalizowały między sobą o 1 miejsce. W kilku konkurencjach musiały wykazać się swoją inteligencją, bystrością, humorem i wdziękiem. Po zaciętej walce, gdzie nie brakowało ogromnej dawki śmiechu wygrała Białorusinka z liczbą punktów 95. Nadal wspominamy konkurencję, gdzie panie musiały ubrać panów za panie, a oni, czyli TE miały zatańczyć dla publiczności. Wyobrażacie sobie faceta w peruce, szpilkach, kapeluszu, z torebką, spódniczką, biustonoszem i szminką na ustach, wywijającego na parkiecie taniec… połamaniec?? Który miał być karykaturą nas – dziewczyn… naprawdę śmiech na sali  Być może te występy zostaną długo w naszej pamięci, bo tego się nie da zapomnieć  Koło północy już wszyscy padliśmy ze zmęczenia, aby następnego dnia obudzić się wypoczętym i znowu spędzić wspaniały dzień w kochanym i cudownym Sharm El-Sheikh.                              Klaudia M. 












TATUAŻE

Gdy siedzieliśmy na basenie podszedł do nas pan z katalogiem i zaproponował nam tatuaże henną, więc Ciocia Ola się zgodziła i wytargowała cenę zrobienia tatuaży. Pan chciał 150 $, a Ciocia Ola wytargowała na 80 $. A dlatego 150 $, bo od każdej osoby po 10$. Ale się udało i każdy jest szczęśliwy. Nawet Ciocia Ola i Grażynka mają tatuaże.  Ania R.

Po dłuższej chwili targowania i dogadywania się ( pan mówił po angielsku z bardzo dziwnym akcentem i przeplatał go swoim arabskim, więc nie było go łatwo  zrozumieć) zaczęliśmy przeglądać katalog  wybierając sobie wzorki. Po kilku minutach przyszedł pan Madag i zaczął pracę. Jako pierwsza była Klaudia. Nie wybrała sobie wzorku, aczkolwiek nie żałuje, bo ma bardzo ładny tatuaż jak reszta dzieci. Wszyscy są zadowoleni. Wśród dziewczyn panują kwiatki  na rękach i brzuchach, a u chłopców skorpiony, smoki i znaki chińskie na rękach i ramionach.  Ogółem pan nie był zadowolony z jednego powodu: że zgodził się zrobić takie dzieła za takie małe ( jak dla niego ) pieniądze. 40 minut odpoczynku i  piękne tatuażyki z henny gotowe!! Jesteśmy naprawdę wszyscy zadowoleni  Klaudia M.
KOLEJNE PRZYGODY…
W środę po kilku godzinnej kąpieli postanowiliśmy sobie pójść na zakupy. Najpierw wyprawa do bankomatu, w którym wymieniliśmy swoje dolary na funty egipskie, wymiana trochę trwała, w między czasie pojawili się arabscy chłopcy na wielbłądach, zachęcali nas natrętnie do przejażdżki lub zrobienia sobie zdjęcia. Broniliśmy się nieskutecznie, wielbłąd usiadł na chodniku, najpierw na jego grzbiecie wylądował Daniel, potem Ola – która, ze strachu zaczęła płakać, wielbłąd wstał i poszedł na spacer – z opiekunem. Po zrobieniu jednego kółka, właściciel wielbłąda zaczął natrętnie domagać się zapłaty, musiałam ratować nieszczęśników, którzy stali już ze łzami w oczach. Udało nam się uciec, ale chłopak był bardzo niezadowolony. Poszliśmy do sklepików, okazało się, że zakupy to bardzo skomplikowane zajęcie jeśli się ma ograniczoną ilość gotówki, a chciałoby się zrobić prezenty najbliższym i jeszcze sobie.W Egipcie jest to również zajęcie  wymagające czujności i umiejętności odmawiania. Zmęczyliśmy się bardzo, bo mimo, że zapadł zmrok wcale nie zrobiło się chłodniej. Po kolacji oglądaliśmy w ulicznej knajpce mecz Rosja – P, Polska, ucieszyliśmy się bardzo z remisu. Część z nas brała udział w loterii Bingo, a potem nie mogłam wygonić spać Żanety, Wojtka Małgosi i Zygmunta, około godziny 1.00 zlitowali się nade mną i poszli wreszcie spać. Ciocia Ola

KOLEJNY DZIEŃ …
Jak zwykle z samego rana,  ja albo ciocia Ola, zaglądamy przez okno czy czasami nie pojawiły się chmurki na niebie, albo może pokropiło w nocy trochę deszczykiem. Ale nie, jak co dzień niebo błękitne a na nim tylko i wyłącznie, przelatujące na wyciągnięcie dłoni, samoloty pasażerskie / ponad nami korytarz powietrzny dla samolotów udających się w różne kierunki/. Śniadanko , basen z atrakcjami rozwijającymi naszą sprawność oraz poczucie rytmu. Po obiadku , podczas którego ,ciocia Ola z dolegliwościami żołądkowymi musiała zadowolić się ryżem bez dodatków a na pozostałych  stołach dominowały frytki, których kucharze nie nadążali smażyć -  znowu basen, oraz jak się okazało atrakcja nie tylko dla najmłodszych -  malowanie twarzy przez naszą uroczą panią animatorkę.
 Wieczór zapowiada się równie atrakcyjnie – w zapowiedziach oczywiście stały punkt programu mini – disco, wybory mistera no i być może wieczorna kąpiel przy blasku księżyca oraz rozświetlających teren lamp.

Ciocia Grażyna
 

ZAKUPY…
W czwartek wieczorem poszliśmy do miasta, aby wydać ostatnie pieniądze. Zapadł już zmrok, sklepy były oświetlone, obok nich stali sprzedawcy, którzy zachęcali do wejścia. Byliśmy w wielu sklepikach, w niektórych wysmarowano nas perfumami, w niektórych porozmawialiśmy po polsku, we wszystkich trzeba było się targować, mnie udało się kupić alladynki dla Oli za 30 egipskich funtów choć pierwsza cena to było 90 funtów. Daniel kupił upragnioną maskę z fajką do pływania. Swoje pieniądze wydał wreszcie mały Patryk kupując sobie pamiątkę z kolorowego piasku a dla mamy kolczyki z prawdziwego korala, wcześniej Wojtek kupił bransoletkę więc będzie komplet. Miło było obserwować Was w czasie zakupów, i to że pamiętaliście  o swoich bliskich też było miłe. Ola pamiętała o tacie, Darii i Wojtku , Wojtek o mamie  siostrach, Daniel o mamie, Małgosia o siostrze i tak można wymieniać bez końca. Ja znalazłam sposób na sprzedawców, żeby m uciec a jednocześnie nie obrazić , mówiłam każdemu z nich – że May pieniądze w hotelu i że przyjdziemy jutro. Miły nastrój w każdym miejscu wprowadzaliśmy pozdrawiając arabów w ich ojczystym języku mówiąc SALEM ALEIKUM  a oni odpowiadali nam ALEKUM AS SALAMA i uśmiechali się do nas. Ciocia Ola.
Nasze zakupy:
Wczoraj byliśmy w różnych sklepach, każdy sobie coś kupił. Niektórzy nic nie kupili dlatego , że nie mieli już pieniędzy. Ola P. kupiła sobie alladynki  / spodnie/ , które były drogie ale ciocia Ola się targowała i Ola je kupiła i była bardzo zadowolona. Wojtek kupił mojej mamie korale, które były bardzo ładne, byliśmy też w sklepie z perfumami, były bardzo ładne zapachy, ale były drogie i ich nie kupiliśmy. Potem zobaczyli stoisko na którym pan robił pamiątki z kolorowego piasku. Patryk poprawa kupił sobie jedną taką butelkę ze swoim imieniem, potem gdy reszta doszła i zobaczyła to, to od razu wszyscy to chcieli. Od nas kupili sobie : Żaneta, Kacper , wiktoria , Klaudia , Patryk Pleśniak i Gosia. Po kolorowych butelkach poszliśmy na krótki spacer a po spacerze poszliśmy do hotelu – wszyscy byli bardzo zmęczeni. JUSTYNKA

WIECZÓR Z KABARETEM

A TOMY NA MINI - DISCO
AKTORZY - ANIMATORZY
Pewnego wieczoru  mogliśmy podziwiać zdolności wokalne, taneczne i aktorskie naszych animatorów. Repertuar był bardzo urozmaicony – śmieszne skecze ukazujące sytuacje z życia różnych stron świata przeplatane były tańcami np. kankanem / wyobraźcie sobie animatorów – mężczyzn, ubranych w stroje kobiece i wymachujących nogami…./ Charakteryzacje i występy były na najwyższym poziomie wywołując wśród widowni gromkie brawa i salwy śmiechu. Wieczór zakończył się koło północy, po czym w radosnym nastroju udaliśmy się do łóżeczek. W pokojach mieliśmy kolejne występy, aktorami tym razem były wszędobylskie komary. Ale my ze wszystkim sobie poradzimy. Ciocia Grażyna.
 
16 – czerwca
Po śniadaniu odebraliśmy z recepcji talony na napoje i hotelowym busem pojechaliśmy nad morze – 5 minut jazdy ale zawsze trochę luksusu. Temperatura w słońcu 45 stopni, wcześniej wszyscy byliśmy smarowani balsamami i gotowi na opalanie. Woda w Morzu czerwonym bardzo słona i bardzo ciepła, w wodzie rybki, kraby, meduzy i naprawdę duże muszle. Znaleźliśmy taką, która miała wielkość kobiecej dłoni, najpierw wychylała się z niej płetwa, potem czułki na końcu wyłaniał się cały mieszkaniec, który usiłował się oswobodzić i znaleźć z powrotem w wodzie. Nie baliśmy się łapać w dłonie galaretowatych, różowych meduz.
 W maleńkich spiralnych muszelkach schronienie znalazły kraby, w wodzie wędrowały sobie również inne kraby, które błyskawicznie zakopywały się w piasku. Brzeg morza był piaszczysty i płytki, więc bezpiecznie mogliśmy brodzić w poszukiwaniu skarbów, obok nas pływały dwa psy. Jeden z nich nie pozwalał Oli wejść do głębokiej wody, udało się to sfilmować więc wkrótce zobaczycie. Schodziliśmy z plaży żeby wrócić na obiad, było strasznie gorąco, resztę dnia spędziliśmy na siłowni i basenie. A wieczorem mecz Polska- Czechy , wyskrobiemy ostatnie funty i pójdziemy go oglądać w Cafe przed hotelem, żeby tam posiedzieć i popatrzeć w telewizor trzeba niestety coś zamówić.
 Zapomniałam dodać, że tatuaże z henny przez maczanie w basenie trochę się zmyły, udało mi się przekonać tatuażystę i wszystkim zrobił Reapleley za free, dzisiaj starsze dziewczyny miały masaż za free,
a jutro dzieciaki, które mają podrażnioną słońcem skórę zostaną posmarowane specjalistyczną maścią również za free.
Chyba wszyscy nas polubili bo ciągle ktoś nas pyta kiedy jedziemy i mówi, że bez nas będzie smutno. Ciocia Ola






20.06.2012
....NO I PRZYSZEDŁ CZAS WYJAZDU, ŁZA W OKU ZAKRĘCIŁA SIĘ NIE JEDNEJ 
 OSOBIE.....